Około 30 000 lat temu neandertalczycy wymarli. Nie ma dowodów wskazujących na to, że przyczyną ich zagłady były walki z sąsiadami czy też międzygatunkowe wojny. Na krótko przed wymarciem neandertalczyków pogorszyły się warunki klimatyczne: nastąpiło ochłodzenie, co sprawiło, że zmniejszył się obszar zapewniający im pożywienie, nastąpiły też zmiany w zasobach zwierzęcych. Z tego rodzaju problemami neandertalczycy stykali się już wcześniej, teraz jednak przybyli im współzawodnicy w osobach naszych przodków – ludzie o nowym sposobie myślenia, stosujący inne techniki łowieckie i połączeni silnymi więzami społeczny- mi. Kombinacja wszystkich tych czynników mogła być przyczyną wymarcia neandertalczyków.
Mniej więcej w tym samym okresie, kiedy zniknął człowiek neandertalski, po raz kolejny zaczęły powiększać się lodowce. Siedliska ludzi w północnej Europie zostały porzucone, lodowiec zaś przesuwał się na południe, aż osiągnął swój maksymalny zasięg – tak zwane maksimum ostatniego zlodowacenia (LGM). Lód pokrył tereny obecnej Brytanii, Belgii, Niemiec i Polski. Tereny znajdują- ce się bezpośrednio na południe od tych obszarów zamieniły się w pustynie lodowe. Maksimum ostatniego zlodowacenia przypada na okres od 20 000 do 18 000 tysięcy lat temu, jednak tysiąclecia przed tą epoką i po niej były również czasem ostrych mrozów. Pokrywa lodowa zaczęła zanikać dopiero około 16 000 lat temu.
Podczas tego długiego mroźnego okresu ludy zamieszkujące całą Europę przemieszczały się do miejsc zapewniających schronienie, czyli głównie do osłoniętych dolin lub obszarów z umiarkowanym mikroklimatem, gdzie mogły przetrwać ekspansję lodowców. Dzięki temu po raz pierwszy duże grupy ludzi nawiązały między sobą regularne kontakty. Zaczęto wytwarzać więcej przedmiotów symbolicznych, były one też bardziej zróżnicowane. Wydaje się, że kiedy dwie gromady spotkały się ze sobą, natychmiast rozpoczynały burzę mózgów: ludzie wpadali na nowe pomysły i czerpali nawzajem ze swoich doświadczeń. Być może te spotkania doprowadziły do powstania jednych z pierwszych think tanków w historii świata.
Jak więc naprawdę wyglądało życie w tym czasie i miejscu naszej historii? Spróbujmy wyobrazić sobie siebie jako jaskiniowców. Żyjemy w Europie – na przykład w regionie Dordogne we Francji – 25 000 lat temu, kiedy epoka zlodowaceń trwa w najlepsze. Ale – wyjaśnijmy to od razu – wcale nie mieszkamy w jaskiniach, jak niektórzy nasi dawniejsi przodkowie. Jaskinia to niezbyt komfortowe miejsce zamieszkania – pomyślcie tylko o nietoperzach, wielkich nieprzyjaznych niedźwiedziach, skąpym oświetleniu, wilgotnych ścianach i kiepskiej wentylacji. Dym z ognisk sprawiałby, że w ja- skini nie dałoby się wytrzymać. Czasami zdarzało się co prawda, że przemieszkiwaliśmy w wejściach do grot lub pod skalnymi nawisa- mi, na ogół jednak żyliśmy na otwartej przestrzeni, w namiotach ze skór zwierzęcych lub w częściowo przenośnych chatach, które dobrze sprawdzały się przy naszym łowiecko-zbierackim trybie życia. Europa, w której mieszkamy, jest o wiele chłodniejsza od tej, którą znamy dzisiaj. Krajobraz przypomina raczej tundrę: widać tu rozległe równiny, skąpo porośnięte drzewami. Woda spływająca z lodowców sprawia jednak, że roślinność jest wyjątkowo bujna. Pasą się na niej wielkie stada zwierząt, takich jak żubry czy mamuty. Aby przetrwać, przemieszczamy się w ślad za nimi.
Gdybyśmy mieszkali wtedy w Europie Wschodniej, moglibyśmy być jednymi z pierwszych ludzi, którzy stworzyli osadę. Zwierzęta w tym regionie występowały w takiej obfitości, że nie potrzebowalibyśmy podążać za nimi. Powstanie stałych osad było wielką nowością: tak daleko na północy niemal nie było drzew, siedziby budowano więc z kamieni i kości mamutów, a potem dla izolacji pokrywano ziemią. Mieszkańcy tych osad wynaleźli również piece garncarskie – nie po to, aby wyrabiać garnki i dzbany, jak w późniejszych kulturach rolniczych, ale aby wypalać setki glinianych figurek ludzi i zwierząt. To właśnie mieszkańcy tych osad byli pierwszymi artystami tworzącymi w glinie.
Jak wtedy wyglądaliśmy? Chociaż zabawnie jest wyobrazić sobie typowego „jaskiniowca” z wysuniętym czołem, bezmyślnym spojrzeniem i tępym wyrazem twarzy, tak naprawdę wyglądaliśmy wtedy tak samo jak teraz… Tylko trudniej nam było ostrzyc się i ogolić. Byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu i mieliśmy podobną budowę ciała co dzisiaj, nasze mózgi też były tej samej wielkości, lub nawet odrobinę większe. Cieszyliśmy się całkiem dobrym zdrowiem, dożywaliśmy wieku czterdziestu lub sześćdziesięciu lat. Nie cierpieliśmy na tak paskudne choroby jak katar czy grypa – pojawiły się one dopiero wtedy, gdy zaczęliśmy żyć w bez- pośredniej bliskości zwierząt po neolitycznej rewolucji agrarnej, około 15 000 lat później.
Nie chodziliśmy nago lub okryci byle jak narzuconymi skóra- mi. Wyprawione skóry i futra zwierząt stanowiły główny surowiec, z którego robiliśmy ubrania, ale umieliśmy już znakomicie posługiwać się igłą. Niektórzy ówcześni mieszkańcy Europy Wschodniej potrafili tkać materiały z włókien roślinnych i wynaleźli nawet barwniki do tkanin. Na całym kontynencie ostatnim krzykiem mody było noszenie „błyskotek”: robiliśmy naszyjniki, przybrania głowy i różne ozdoby do naszywania na ubranie – z bursztynu, muszli i paciorków z kości słoniowej. Niektórzy nasi sąsiedzi hurtowo wyrabiali na handel paciorki z ciosów mamutów. (Trzeba było w tym celu odciąć mały kawałek kości i zeszlifować go tak, by nadać mu okrągły kształt, a potem ostrym narzędziem przewiercić otwór).
Mieliśmy całkiem długie okresy przestojów w pracy. Polowania były bardzo intensywne, ale krótkie, a zima, kiedy można było ze- brać niewiele pożywienia, trwała prawie sześć miesięcy. Do takich okresów przygotowywaliśmy się z wyprzedzeniem i gromadziliśmy zapasy jedzenia. Mieliśmy potem dużo czasu, aby siedzieć i rozmyślać o nowych, ciekawych zajęciach na przyszłość.
Uwielbialiśmy muzykę. Flety wykonane z kości lub ciosów znajdowane są na stanowiskach w całej Europie. Umilaliśmy sobie czas, grając na instrumentach, tak jak dzisiaj odtwarzamy muzykę z na- grań. W niektórych jaskiniach pewne formacje skalne lub miejsca na ścianach mogły być wykorzystywane w charakterze bębnów: noszą ślady regularnych uderzeń. Podziemne schronienia rozbrzmiewały echem i wibrowały dźwiękami, które odczuwało się całym ciałem.
Stale myśleliśmy o śmierci i zadawaliśmy sobie wiele trudu, aby pogrzebać naszych bliskich wraz z odpowiednimi przedmiotami: narzędziami, ozdobami, pracowicie ozdabianymi szatami z naszywanymi paciorkami i muszlami. Do grobów wkładaliśmy ofiarne jedzenie i zwykle przed pogrzebem malowaliśmy ciało zmarłego ochrą na jasnoczerwony kolor. Jeśli matka z dzieckiem zmarli pod- czas porodu, chowaliśmy ich razem, tak by kobieta już na zawsze trzymała niemowlę w ramionach.
Nasze największe osiągnięcie – budzące podziw malowidła i ryty naskalne, pokrywające ściany i sklepienia grot w różnych miejscach Europy – przynajmniej częściowo mogły być rezultatem naszej wiary w moce nadprzyrodzone. Aby wykonać te rysunki, odważaliśmy się zapuścić w ciemności podziemnego świata. Czasami długo szliśmy podziemnymi korytarzami, unikając otwierających się niespodziewanie urwisk lub przeciskając się przez niskie, ciasne przejścia, zanim znaleźliśmy idealne miejsce na nasze malowidła. Czasami ozdabialiśmy rysunkami ociekające wilgocią sklepienia jaskiń, innym razem wybieraliśmy wąskie, niewielkie nisze, sekretne miejsca, gdzie dzieła sztuki można było podziwiać w odosobnieniu. W wykonywanie tych malowideł wkładaliśmy wiele pracy: przygotowywaliśmy moździerze i tłuczki do ucierania barwników, tak aby nasze rysunki miały żywe kolory. W niektórych grotach stawialiśmy nawet rusztowania, aby móc tworzyć ogromne obrazy, sięgające wysoko ponad poziom oczu. Wynaleźliśmy kamienne lampy, które mało dymiły, aby móc dłużej pozostawać pod ziemią. (Lampy te robiliśmy na ogół, żłobiąc wgłębienie w nie- wielkim kamieniu i wypełniając je zwierzęcym tłuszczem. Mech lub inna roślina służył nam za knot. Niektóre takie lampy miały nawet uchwyty ozdobione wyrytymi wzorami).
Mieliśmy bzika na punkcie malowania wielkich zwierząt łownych: koni, żubrów i mamutów – nic dziwnego, skoro od nich w znacznym stopniu zależało nasze przeżycie. Być może malowa- liśmy je, odprawiając magiczne obrzędy, które miały pomóc nam w polowaniu, albo aby przywołać duchy zwierząt, z którymi w naszym imieniu rozmawiali szamani. Malowaliśmy także postacie ludzi, ale o wiele rzadziej. Ich twarze zwykle pozostawialiśmy puste, co zdaje się świadczyć, że przedstawianie tej części ludzkiego ciała stanowiło tabu.
Lubiliśmy również rysować kształty geometryczne. Malowaliśmy je wokół zwierząt i na osobnych panelach. Te abstrakcyjne wzory podobały nam się tak bardzo, że malowaliśmy je częściej niż jakiekolwiek inne obrazy. Dokładnie te same wzory powielaliśmy w wielu różnych miejscach w Europie przez znaczny czas trwania epoki zlodowaceń. Być może żyliśmy dawno temu, ale bez wątpienia umieliśmy myśleć całkiem nowocześnie.