Fragment rozdziału 4 „Iluminacje”
Fakt, że tak wiele ryb wykształciło na drodze ewolucji bioluminescencję i że doszło do tego tak wiele razy, wskazuje na użyteczność tej umiejętności. Rybom żyjącym w ciemności zdolność do wytwarzania oraz kontrolowania własnego światła daje ogromną przewagę.
Wiele ryb wykorzystuje swoje światło nie po to, żeby zostały zobaczone, ale aby stały się niewidzialne. Mieszkańcy strefy mroku, na głębokości tysiąca metrów, ryzykują, że zostaną dostrzeżeni przez drapieżniki, które spojrzą w górę i zobaczą ciemną sylwetkę na tle niebieskiego pułapu. Podobna sytuacja zdarza się, gdy wyjdziesz z domu w bezchmurną noc wkrótce po zachodzie słońca. Gdy spojrzysz w górę na ciemniejące niebo, żeby zobaczyć przelatującego ptaka lub nietoperza – zauważysz ciemny kształt trzepoczący na tle nieba w kolorze indygo. Aby temu przeciwdziałać, niektóre ryby mają świecące kropki ułożone w wyraźne linie, które zmieniają ich sylwetkę i sprawiają, że trudno je rozpoznać (podobnie jak niebieskie i żółte pasy ustniczka cesarskiego). A wiele ryb ma brzuchy pokryte fotoforami, które osłaniają je błękitnym światłem, tuszując całą ciemną sylwetkę – to zjawisko znane jest jako przeciwoświetlenie. Zwierzęta mogą nawet regulować natężenie światła na brzuchu, żeby je dokładnie dopasować do intensywności niebieskiego światła sączącego się z góry, aby kamuflaż działał niezależnie od pory dnia i od głębokości. To taktyka wykorzystywana przez mnóstwo ryb zamieszkujących strefę mroku, w tym ryby gonostowate i świetlikowate, te najliczniejsze kręgowce na planecie. Większość dnia spędzają w swoim ciemnym królestwie i całkiem dobrze wychodzi im udawanie, że wcale ich tam nie ma.
Podobnie rozświetlony niebieskim światłem brzuch mają rekiny foremkowe (Isistius brasiliensis). Frederick Debell Bennett złapał te półmetrowe, przypominające kształtem wrzeciono rekiny podczas odbywającej się w latach trzydziestych XIX wyprawy wielorybniczej i opisał emitowane przez nie światło jako nadające im „iście upiorny i niesamowity wygląd”. Zauważył także, że ryby te wokół karków mają ciemne, nieświecące opaski, które zwężają się ku końcom. Pomyślał, że to może wyglądać niczym cień mniejszej ryby. Bennett zasugerował, że być może w ten sposób rekiny foremkowe wabią większe, szybsze zwierzęta, takie jak delfiny, wieloryby i tuńczyki. Gdy drapieżnik znajdzie się blisko, spodziewając się pożywienia, zamiast tego traci kawałek ciała. Ten pasożytniczy rekin wczepia się w ich skórę, obraca w miejscu i odpływa z kęsem ich ciała, zostawiając charakterystyczną okrągłą ranę* (stąd ich nazwa). Jeżeli ta teoria jest słuszna, to wyjaśniałaby, w jaki sposób wolniej pływające rekiny dopadają i kąsają szybciej poruszające się drapieżniki, które często mają blizny wyglądające, jakby zostały wycięte za pomocą foremki do ciastek. Czyniłoby to również rekiny foremkowe jedynymi znanymi nam zwierzętami, które wykorzystują brak światła, żeby naśladować inne zwierzęta – niczym lalki w teatrze cieni.
Inne ryby wykorzystują błękitne światło, żeby się ze sobą komunikować. Tak jak robaczek świętojański, tak samo i ryba z rodziny świetlikowatych, jeśli błysnąć jej światłem, odmruga, być może, biorąc latarkę za potencjalnego partnera. Beczkooki piszą do siebie wiadomości na brzuchach. Długi czas niewiele o nich wiedzieliśmy, ponieważ ich delikatne okazy zawsze ulegały uszkodzeniu w sieciach wyciągających je na powierzchnię. Ale w 2004 roku na głębokości sześciuset metrów, nieopodal kalifornijskiego wybrzeża sfilmowano żywą makropinnę (Macropinna microstoma). Ma ogromne zielone, cylindryczne oczy, obracające się pod przypominającą hełm astronauty przezroczystą bańką, która prawdopodobnie chroni jej narządy wzroku, gdy chwyta kawałki jedzenia przyczepione do jadowitych czułków rurkopławów, kuzynów meduz*. Te teleskopowe oczy zazwyczaj patrzą w górę, wypatrując sylwetek przepływających nad nimi zwierząt. Beczkooki mają również bańkowate uchyłki odchodzące od każdego cylindrycznego oka, które działają jako druga, mniejsza para oczu. Zamiast typowej przezroczystej soczewki posiadają błyszczącą warstwę kryształków guaniny, która skupia światło na osobnej siatkówce – to jedyne zwierzęta**, które mają lustra w oczach – i zbierają przyćmiony niebieski blask bioluminescencyjnych zwierząt, w tym innych beczkooków. Ryby te mają narząd świetlny na końcu przewodu pokarmowego, wokół odbytu, w którym roi się od świecących bakterii. Światło jest kierowane w dół przez brzuch, który jest płaski niczym podeszwa buta i dodatkowo odbija światło jak światełko odblaskowe roweru. Nie tylko kamufluje to sylwetkę tych ryb, ale deseń ciemnego pigmentu na jarzącym się brzuchu różni się w zależności od gatunku. W tej sposób beczkooki ogłaszają swoją tożsamość w ciemności, być może po to, by inne ryby z ich gatunku mogły je dostrzec.
Bliżej powierzchni żyje grupa ryb wykorzystująca swoje światło do porozumiewania się nocą i w mętnych wodach. Mydliczki są małe, srebrzyste i na ogół całymi ławicami kręcą się w ujściach rzek i wodach przybrzeżnych. Jeżeli przyłapać je w odpowiednim momencie, można zobaczyć, jak cała ławica jednocześnie błyska. Samce mydliczków są mistrzami błyskania. Mają pierścień jarzącej się, bogatej w bakterie tkanki zapętlonej wokół przełyku oraz srebrzysty pęcherz pławny, który odbija światło. Przezroczyste okienka na bokach ciał przepuszczają światło, a okiennice blokują je w razie potrzeby. Bez tych światełek trudno rozpoznać różne mydliczki, ale kiedy świecą, każdy gatunek ma konkretne konstelacje i sekwencje błysków. Samice także świecą, lecz na ogół nie tak jasno, jak ich męskie odpowiedniki (ich świecące pierścienie w gardzieli są do stu razy mniejsze niż pierścienie samców). Samce mydliczków mówią do samic za pomocą światełek, kuszą je, żeby podpłynęły i sprawdziły, co w tym błyskaniu chodzi.
Dzięki temu, że bioluminescencja pomaga rybom rozpoznawać się nawzajem – podobnie jak kolorowe desenie gupików i pielęgnic – można zaryzykować twierdzenie, iż odgrywa ważną rolę w ewolucji gatunków, zwłaszcza w toni morskiej, gdzie nie ma fizycznych barier, które oddzielałyby populacje. Ryby, które porozumiewają się za pomocą światła, to często te grupy, które liczą dużo gatunków. Znane są dwieście pięćdziesiąt dwa gatunki ryb świetlikowatych i wszystkie mają własne desenie świetlne, na głowach, ogonach oraz bokach ciała – te świecące motywy są latarniami głoszącymi ich tożsamość. Tymczasem ryby gonostowate wykorzystują swoje światła wyłącznie do maskowania sylwetki i nie wysyłają wiadomości w ciemność. W sumie rodzina ta liczy jedynie dwadzieścia jeden gatunków. Badania wykazały, że tempo, w jakim ewoluują nowe gatunki, jest wyższe wśród ryb głębinowych wykorzystujących światło do przyciągania partnerów i rozpoznawania się – tak jak to robią świetlikowate. To samo dotyczy rekinów głębinowych. Kolczaki to jedne z najmniejszych rekinów – wiele z nich od czubka głowy do ogona osiąga mniej więcej długość rozciągniętych ludzkich rąk – a w literaturze przedmiotu spotkamy trzydzieści osiem gatunków, czyli całkiem sporo jak na rekiny. Zamieszkują strefę mroku i świecą na różne sposoby. Przykładowo kolczaki czarne (Etmopterus spinax) mają ostre, pełne toksyn kolce, które jarzą się niczym miecze świetl ne i prawdopodobnie służą do odstraszania drapieżników. Rekiny te charakteryzują się także deseniami świetlnymi wzdłuż ciała, na bokach i ogonie. Osobniki trzymane w niewoli często obracają ciało w lewo i w prawo, gdy płyną, żeby widzowie dostrzeli migoczący sygnał. Samce mają nawet świecące pterygopodium – u ryb spodoustych to odpowiednik penisa – które nieregularnie miga, prawdopodobnie jest to obezwładniający, olśniewający pokaz dla rekinich samic.
Jak dotąd wszystkie te rybie światła są podobnego koloru – większość jest niebieska, żeby dopasować się do światła docierającego do strefy mroku oraz do barwników światłoczułych w siatkówce oka u wielu ryb żyjących w toni oceanicznej, które najlepiej widzą to, co niebieskie. Istnieje jednak jedna grupa świecących ryb, które wyłamują się z błękitnego standardu.
Niektóre wężory łamią wszystkie zasady i wytwarzają czerwone światło. Świecą nim w ciemność, polując na zdobycz i komunikując się między sobą na prywatnych częstotliwościach, jakby miały gogle noktowizyjne. Świecenie na czerwono pozwala tym rybom demaskować kamuflaż czerwonych stworzeń. Otóż czerwone pigmenty, które normalnie są odbierane jako czarne z braku czerwonego światła, nagle są dobrze widoczne w ciemności. Wężory nie tylko wytwarzają czerwone światło, ale również je widzą. I dostosowały swój wzrok w nadzwyczajny sposób.
Jeden gatunek wężorów, zwisłoszczęk czarny (Malacosteus niger), ma wyłupiaste czerwone oczy. Jego siatkówka wykrywa czerwone światło za pomocą niezwykłego pigmentu, który działa jak fotouczulacz, czyli zwiększa zdolność widzenia w spektrum dalekiej czerwieni. To zmodyfikowana wersja chlorofilu, czyli cząsteczki, której rośliny, glony i bakterie używają do okiełznania energii ze słońca. Z tego co wiadomo, zwierzęta nie są w stanie wytwarzać chlorofilu, zatem zwisłoszczęk musi swój pigment pozyskiwać z pożywienia. Ale nie wiadomo, jak dokładnie to się odbywa.
Cząsteczka tego konkretnego chlorofilu jest wytwarzana przez rodzaj bakterii, który żyje w mule blisko krawędzi szelfu kontynentalnego. Nigdy nie zostały znalezione w głębinach, gdzie bytują zwisłoszczęki, a jednak w jakiś sposób ów chlorofil dostaje się do widłonogów (znowu te malutkie skorupiaki), którymi żywią się te ryby. Nie wiadomo na razie, jaki jest związek pomiędzy płyciznami a głębinami. To naprawdę dziwne, że ryby żyjące setki metrów pod falami pożyczyły pigment, który zazwyczaj łapie światło słońca, i zastosowały go do widzenia w ciemności.