Zacznę od stwierdzenia, które od razu się narzuca po lekturze, choć powinno być raczej wnioskiem niż początkiem: uważam, że książka Ewy Bobrowskiej o dyskursie radiomaryjnym jest znakomita. Czytałem ją z ogromnym, rosnącym w miarę lektury, zainteresowaniem, do najwyższej aprobaty skłania bowiem wszystko: oryginalne i świetnie uzasadnione sproblematyzowanie zagadnienia, szerokie horyzonty metodologiczne, ciekawe analizy, uwzględnienie dużego materiału, niezwykle trafnie dobranego, klarowność i precyzja wywodu. A także to, że praca otwiera nowe perspektywy, zmusza do porównań i niejako projektuje nowe dociekania na temat tego typu dyskursu. [...]
Autorka słusznie podkreśla przy różnych okazjach, że przedmiotem jej dociekań jest sam dyskurs, a nie – jego oddziaływanie. Gdyby ono znajdowało się w centrum uwagi, konieczne byłyby badania empiryczne. Pokazuje jednak – i to wydaje mi się szczególnie ważne, a zarazem ciekawe – jak prezentuje się „idealny użytkownik dyskursu”, a więc, w jaki sposób został on pomyślany i jakie warunki powinien spełniać, by odbierać dany tekst zgodnie z zawartymi dyskursywnymi dyrektywami. Przede wszystkim powinien podzielać wizję świata, w której podstawowym wyznacznikiem jest bezwzględnie przestrzegany podział:
my–oni, przy czym owi
oni pojmowani są zdumiewająco szeroko.
Oni są niejako
ex definitione wrogami. A w istocie wrogiem jest każdy, kto nie podziela światopoglądu, tkwiącego u podstaw dyskursu radiomaryjnego; katalog wrogów jest niezwykle rozbudowany.
Z recenzji wydawniczej Profesora Michała Głowińskiego
KSIĄŻKA DOSTĘPNA W WERSJI ELEKTRONICZNEJ: |
|