Hervé Ghesquière, francuski korespondent wojenny zawsze dociera do serca konfliktu. Kiedy w 1992 roku relacjonował wydarzenia z ogarniętej wojną Jugosławii był świadkiem makabrycznych wydarzeń, które odcisnęły na nim niezatarte piętno.
Po dwudziestu latach powraca do Bośni, by z właściwą sobie dziennikarską dociekliwością badać, co tak naprawdę się wydarzyło i przewidzieć, jaka przyszłość czeka ten kraj. Przemierza cały region rozmawiając z Muzułmanami bośniackimi, Serbami i Chorwatami, by zrozumieć, jak dziś radzą sobie z przeszłością. Ghesquière nie ukrywa emocjonalnego zaangażowania w historie swoich rozmówców, relacjonuje je tak, jakby rozgrywały się na naszych oczach. Sugestywne opisy miast i miasteczek Bośni i Hercegowiny przeplatają się z opowieściami ludzi uwikłanych w historię konfliktu.
Autor szuka odpowiedzi na pytanie czy jest możliwe pokojowe współistnienie trzech narodów, które dwie dekady temu dopuszczały się wzajemnych okrucieństw i najgorszych zbrodni. Wskazuje tlący się ciągle nacjonalizm i radykalizm religijny jako zagrożenie dla tego młodego państwa.
Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie to reporterski zapis podróży, dotykający wciąż jeszcze bolących miejsc, niewygodnych prawd i przemilczanych faktów. Dzięki tej książce możemy je odkryć i zrozumieć.
HERVÉ GHESQUIÈRE (ur. w 1963 r., zm. 2017) pracował jako korespondent wojenny dla France 2. Relacjonował wiele konfliktów, między innymi w byłej Jugosławii, Kambodży, Rwandzie, Irlandii Północnej, Iraku i Afganistanie. Obecnie pracuje dla programu Envoyé spécial.
W 2009 roku jako jeden z dwóch francuskich dziennikarzy został porwany przez talibów w Afganistanie i spędził w niewoli prawie półtora roku. Na bazie przeżyć z tamtego okresu w 2012 roku wydał opowiadanie zatytułowane 547 Jours. Jego dziadkowie byli polskimi emigrantami, a matka Janina Jankowiak urodziła się w okolicach Poznania. Od 1992 roku wielokrotnie bywał w Polsce jako dziennikarz i podróżował po całym kraju.
Zmarł w lipcu 2017 r.
Fragment:
„Zastanawiam się, jakie sekrety skrywają dusze tych mężczyzn. Czy widzieli zbrodnie wojenne, czy sami w nich uczestniczyli? Czy byli świadkami lub sprawcami czystki etnicznej? Zastanawia mnie to ciągłe zaprzeczanie i deformowanie przeszłości, zarówno w Fočy, jak i w Bratunacu. Bez wątpienia w tym konflikcie nic nie jest tylko białe albo tylko czarne, bo do wojny, jak do tanga, trzeba dwojga. Długie, szczegółowe śledztwa doprowadziły jednak do ujawnienia bezsprzecznych faktów, okrucieństw i masakr na wielką skalę. Tymczasem ponad dwadzieścia lat po wojnie mam do czynienia z milczeniem albo, co gorsza, z kłamstwem.
Po trzecim kieliszku śliwowicy szykuję się do wyjścia, kiedy Srđan rzuca:
− Możliwe, że będzie nowa wojna. Bałkany są beczką prochu, a Muzułmanie czują się tu bardziej tureccy niż Turcy.
Podmuch świeżego powietrza z ulicy chłoszcze moją twarz i budzi neurony uśpione alkoholem i papierosowym dymem. Myślę o zdaniu mówiącym o zagrożeniu i wyobrażam sobie, że każdego dnia tych dwóch czetników wraz z grupką kolegów snuje w tym zadymionym biurze wojenne opowieści.
Przyszłość nie rysuje się różowo”.