Anthony Sattin „Nomadzi. Wędrowni twórcy cywilizacji”
Fragment książki
Imperium nomadów, str. 179-184
Mongołowie nadal byli nomadami, ale w 1223 roku, po czterech latach kampanii na zachodzie, ich imperium obejmowało obszar o długości ponad 7 tysięcy kilometrów, od Kaukazu i wybrzeży Morza Kaspijskiego do Korei i Pacyfiku. W tamtym okresie Czyngis-chan mógł wybrać na swoją siedzibę jeden z licznych zajętych przez siebie pałaców albo rządzić z Urgenczu, Samarkandy lub któregoś z innych wielkich miast, które wchodziły teraz w skład jego imperium i znów kwitły mimo domniemanych masakr. Mógłby zdobyć Konstantynopol albo Rzym i nadać sobie w pełni zasłużony tytuł imperatora świata. Mógłby pójść za przykładem Abbasydów i zbudować nową stolicę. Zamiast tego jednak zrobił to, co robią wszyscy nomadzi: wrócił na letnie pastwiska swego plemienia w dolinie rzeki Orchon, do starego obozowiska zwanego „czarnymi jurtami”, Karakorum.
Do obecnych czasów zachowały się nieliczne pozostałości Karakorum. Kolejne fale najeźdźców (ostatnimi byli wspierani przez Rosjan mongolscy komuniści, którzy pojawili się tam pod koniec XX wieku) dokończyły dzieła zniszczenia zapoczątkowanego przez czas i pogodę, zrównując z ziemią to niegdyś wspaniałe miasto nomadów. Przez trzydzieści lat, począwszy od roku 1223, było ono jednak najważniejszym ośrodkiem władzy w imperium Mongołów, a co za tym idzie – tak jak Londyn na przełomie wieków XIX i XX – stolicą świata. Choć na terenie imperium można było znaleźć wiele znacznie lepiej skomunikowanych i bogatszych miejsc, które nadawałyby się na główny ośrodek administracji, wybór Karakorum był świadectwem zdrowego rozsądku Czyngis-chana.
Miasto leży w otoczonej niewysokimi wzgórzami dolinie, którą przecina meandrujący Orchon. Panował tam doskonały mikroklimat, a bujne pastwiska zapewniały pożywienie dla mongolskich koni i stad owiec. Czyngis-chan jednak wybrał tę dolinę przede wszystkim dlatego, że nomadzi uważali ją za święte miejsce. Tysiąc lat wcześniej była ona ojczyzną Xiongnu, następnie stolicą państwa nomadycznych Turkutów, a w VIII wieku stolicą królestwa Ujgurów. Ujgurzy zbudowali duże miasto Ordu Baliq w odległości 20 kilometrów na północny zachód od Karakorum. Pełniło on funkcję ośrodka handlu i królewskiej rezydencji, która mieściła się w legendarnej złotej jurcie. Nie można dziś stwierdzić, czy któreś ze skał w dolinie Orchonu miały znaczenie religijne albo czy widziano tam kiedyś nadprzyrodzone znaki lub omeny, wiadomo jednak, że dolina była przez wiele wieków duchową i materialną ojczyzną stepowych nomadów. Teraz zaś należała do Mongołów.
Wybór doliny Orchonu na centralną siedzibę nowego cesarza przyczynił się do zacieśnienia więzi plemiennych i umocnienia jego asabijji. W przeciwieństwie do kalifów z dynastii Abbasydów, zamkniętych w złotej klatce Bagdadu, chan Mongołów mieszkał w nowej stolicy razem ze swoimi ludźmi. „Ja, który żyję na barbarzyńskiej północy”, napisał do pewnego chińskiego mędrca, tak jak mógłby napisać Hun Attyla osiemset lat wcześniej, „noszę takie samo odzienie, jadam tę samą strawę, co pasterze krów i pasterze koni. Składamy takie same ofiary i dzielimy te same bogactwa”. Cudzoziemcy, którzy odwiedzili stolicę, potwierdzali ten opis życia pozbawionego, jak to ujął Czyngis-chan, „zbytecznych namiętności”. Widzieli bowiem, że wielki chan jadał to samo, co jego dworzanie – mięso zajęcy, jeleni, dzików, świstaków lub antylop, jeżeli wybrali się na polowanie, a w pozostałe dni ryby złowione w Orchonie i baraninę.
Mimo że w ciągu dwudziestu lat, które upłynęły od kurułtaju w 1206 roku, Czyngis-chan zdobył wielkie bogactwo i władzę, Karakorum było nadal głównie obozowiskiem koczowników: przed przybyciem chana ustawiali oni jurty i składali je po jego wyjeździe, tak jak na przykład w 1226 roku. Tym razem chan wyruszył na wschód, nad Rzekę Żółtą, by skonsolidować swoją władzę nad centralną częścią Chin. Wrócił do Karakorum rok później, tym razem już na stałe, ponieważ, jak czytamy w Tajnej historii Mongołów, „w roku świni [1227] Czyngis-chan wstąpił do nieba”.
Podobnie jak w wypadku wielu innych wydarzeń z życia Czyngis- -chana istnieje kilka wersji jego śmierci. Według jednej z relacji stracił życie w sposób najbardziej typowy dla nomadów – na skutek upadku z konia. Jedna z tybetańskich kronik podaje z kolei, że zmarł po nocy spędzonej z księżniczką z chińskiego państwa Xixia, które zaatakował. Wykrwawił się na śmierć, gdyż kobieta ukryła ostrze w waginie56. Najprawdopodobniej jednak, jak zanotował Marco Polo, zmarł od ran odniesionych w walce.
W tamtym okresie Mongołowie znacznie udoskonalili procedurę wyboru Wielkiego Chana i nadali jej bardziej demokratyczny charakter. Książęta i członkowie mongolskiej arystokracji, którzy uczestniczyli w kurułtaju zwołanym w 1229 roku w Kode’u Aral nad rzeką Kerulen, opłakali śmierć Czyngis-chana, a następnie przeprowadzili głosowanie, by wybrać jego następcę. Wprawdzie Mongołowie nie stworzyli twardych reguł wyboru następcy chana, ale zgodnie z tradycją sukcesja przypadała najmłodszemu synowi. Uczestnicy zjazdu nie powierzyli mu jednak władzy nad całym imperium. Zgodnie z ich wolą najmłodszy potomek Czyngis-chana, Tołuj, przejął kontrolę nad ojczystą Mongolią, a resztę imperium podzielono między jego braci. Jeden miał rządzić Transoksanią, drugi terytoriami na wschodzie, trzeci zaś częścią położoną najdalej na zachodzie, na terenie dzisiejszej Rosji. Dwa lata później zwołano drugi kurułtaj, podczas którego książęta i arystokraci zdecydowali, że tytuł Wielkiego Chana otrzyma Ugedej.
Ugedej, trzeci syn Czyngis-chana, był mężczyzną o niespożytej energii. Miał także wielki apetyt na życie i jego wszystkie przyjemności, z polowaniem i piciem na czele. W ciągu dziesięciu lat swego panowania przekształcił Karakorum ze zbiorowiska jurt w miasto godne statusu stolicy imperium, z pomocą małej armii rzemieślników i artystów schwytanych podczas licznych kampanii. Wzniesiono i starannie ozdobiono solidne budowle, niżej położoną, szerszą część doliny Orchonu przekształcono w tereny uprawne, zapewniono także stałe zaopatrzenie miasta w żywność, którą dostarczano regularnie uczęszczanymi szlakami handlowymi z Chin.
Większość świata chrześcijańskiego uważała Mongołów za barbarzyńskich koczowników i wyolbrzymiała typowe cechy, które się z tym kojarzą w powszechnej świadomości – brak moralnych hamulców, dzikość i okrucieństwo. Niezależnie jednak od tego, jaka była prawda o ich barbarzyństwie, Mongołowie stali się teraz panami świata, więc Europa wysyłała do nich swoich ambasadorów. Miała ku temu ważne powody oprócz oczywistego pragnienia, by uszczknąć coś z niewiarygodnych bogactw mongolskiego imperium.
Pierwszym z nich było żywe wspomnienie tego, co się wydarzyło w 1241 roku, kiedy wojska Ugedeja wkroczyły do Europy. Po spustoszeniu Rusi mniejszy oddział Mongołów uderzył na Polskę, podczas gdy główne siły zostały skierowane na Węgry – ponoć kiedy Mongołowie przeprawili się przez Dunaj, wymordowali połowę populacji Węgier – i stamtąd przedzierały się w kierunku wybrzeża Dalmacji. Droga do Wiednia stała przed nimi otworem, ponieważ żadne z europejskich państw nie dysponowało wówczas siłami, które mogłyby stawić czoło najeźdźcom ze wschodu. Zbliżała się jednak zima i Mongołowie odłożyli podbój Wiednia do następnej wiosny. Ich armie wycofały się za drugi brzeg Dunaju i rozbiły zimowy obóz na Wielkiej Nizinie Węgierskiej, gdzie Mongołowie znaleźli idealne pastwiska dla koni oraz skąd mogli rozsyłać szpiegów i zwiadowców, którzy zbierali informacje o siłach wroga przed wiosenną kampanią. Kiedy nadeszła wiosna, a Mongołowie nie zaatakowali, wielu Europejczyków uwierzyło, że to Bóg ich ocalił. Jednakże najeźdźcy porzucili swoje zamiary z innego powodu. W grudniu 1241 roku Ugedej z grupą towarzyszy wyjechał z Karakorum i udał się na polowanie w pobliskie góry. Po udanych łowach ucztował z towarzyszami i pił do późnej nocy. Następnego ranka, 11 grudnia, znaleziono go martwego. A ponieważ mongolscy książęta musieli się stawić na ceremonii wyboru nowego chana, odłożyli na później inwazję na Europę, zostawili swoje armie w zimowym obozie na węgierskich nizinach i wrócili do doliny Orchonu. Słaby chrześcijański Zachód został uratowany nie przez Boga, ale, jak ujął to jeden z brytyjskich historyków, przez mongolską demokrację.
Europejscy władcy słali poselstwa do Karakorum z jeszcze jednego ważnego powodu. Mieli nadzieję, że uda im się nakłonić przywódców Mongołów, by zamiast do Europy poprowadzili swoje armie na Bliski Wschód, gdzie krzyżowcom nie udało się obronić chrześcijańskiego królestwa, a mamelucy, żołnierze-niewolnicy z Turcji i Kaukazu, opanowali Egipt i większość Ziemi Świętej. Papież i chrześcijańscy władcy Europy mieli nadzieję, że uda im się sprzymierzyć z Mongołami przeciwko wspólnemu muzułmańskiemu wrogowi. Uwierzyli, że taki sojusz jest możliwy, ponieważ w Europie panowało powszechne przekonanie, że Ugedej jest chrześcijaninem. Zarówno Czyngis-chan, jak i Ugedej byli animistami, którzy oddawali cześć Jedynemu Bogu – Ojcu Nieba albo Tengriemu – ale czcili także słońce, księżyc, ziemię i wodę, uważając je za święte. Nowo wybrany Wielki Chan Gujuk, podobnie jak jego poprzednicy, nie dyskryminował wyznawców żadnej religii, ponieważ wolność wyznania nadal była jednym z filarów mongolskiej kultury. W tym samym okresie Europa nie mogła się poszczycić wysokim poziomem tolerancji; Anglicy wyrzucali ze swego kraju Żydów i anulowali wszystkie długi, jakie u nich zaciągnęli. Pod wpływem informacji o obecności wielu chrześcijan w Karakorum część Europejczyków doszła do wniosku, że wśród owych barbarzyńskich nomadów musi przebywać chrześcijański król. Powiadano, że jest nim Prezbiter Jan.
Na europejskich dworach mówiono o Prezbiterze Janie albo o Księdzu Janie co najmniej od stu lat. W 1145 roku biskup Syrii przybył do Rzymu, by podzielić się z papieżem Eugeniuszem dobrą nowiną o chrześcijańskim kapłanie-królu i jego azjatyckim dominium. Wedle biskupa Prezbiter Jan pragnął pójść za przykładem swoich przodków, Mędrców ze Wschodu, i udać się do Jerozolimy. Z tego powodu gotów był udzielić wsparcia krzyżowcom. W tym samym okresie w Rzymie i Konstantynopolu rozpowszechniano list, napisany ponoć przez samego Króla Jana, w którym twierdził on, że „przewyższa wszystkich królów tego świata pod względem bogactwa, cnót i potęgi”. To zapewnienie mogło brzmieć wiarygodnie, ale w dalszej części listu autor pisał: „żyjemy w kraju mlekiem i miodem płynącym; trucizny nie czynią nam szkody ani nie zakłóca nam spokoju rechot hałaśliwych żab. Nie masz u nas skorpionów ni węży pełzających w trawie”. Łatwość, z jaką chrześcijańscy władcy Europy wmówili sobie, że chan Gujuk i Prezbiter Jan są jedną i tą samą osobą, świadczy o tym, jak rozpaczliwie potrzebowali wsparcia ze strony Mongołów, a także o rozmiarach klęski, jaką ponieśli w walce z muzułmańską potęgą na Bliskim Wschodzie. Europejscy ambasadorowie podróżowali miesiącami, a czasem nawet latami, i ryzykowali życiem, by dotrzeć do Karakorum, aby przekonać chana o słuszności swojej sprawy i nakłonić go, by stanął po ich stronie. Zawdzięczamy im najciekawsze relacje z pierwszej ręki na temat życia w stolicy nomadów.