To nie jest zwyczajna książka i nie są to zwyczajne wspomnienia. Nie pozostawia jednoznacznych emocji. Prowokuje do myślenia, do wspólnego przeżywania, do gniewu, do płaczu, do buntu. Nie daje gotowych odpowiedzi, dlaczego i jak tragedia Shoah, tragedia Moshego była możliwa, zmusza jedynie do zadawania pytań, do poszukiwania prawdy.
Moshego poznałam kilka lat temu, na wystawie w Jerozolimskim Centrum „Amcha” . Wystawa pod tytułem „Be chefetz lew” (Z potrzeby serca... z przedmiotem bliskim sercu), poświęcona była ludziom i przedmiotom. Ludziom, którzy uratowali się z Holokaustu i którzy uratowali przedmiot, który był, bądź przez sam fakt ocalenia stał się bliski ich sercu.
Moshe był jednym z bohaterów tej wystawy – i był bohaterem wyjątkowym. Wśród przedmiotów, które się tu znalazły, była opaska z Gwiazdą Dawida i numer obozowy, wymalowany na skrawku materiału. Należały do Moshego. Nie rozumiałam, dlaczego przedmioty, które przypominają o ogromnym cierpieniu, są mu tak drogie. Nie rozumiałam, dlaczego właśnie je ocalił i zachował. Potem dotarło do mnie, że są jedynym łącznikiem z tamtą rzeczywistością, ze światem, który zaciera się w pamięci, z rodziną, której już nie ma. Przypomina, w jaki sposób ten świat przestał istnieć. To
jak symbolika świec szabasowych – lizkor we liszmor (lichwosz) – pamiętaj i zachowaj.
Autor nie tylko powraca myślami do tamtych czasów, on na nowo wszystko przeżywa. Na powrót jest małym żydowskim chłopcem, który staje bezsilny wobec brutalności, zła, nienawiści, a także – co chyba najboleśniejsze – obojętności. Który jeszcze raz jest głodny, jeszcze raz odczuwa opuszczenie przez bliskich. Który nie rozumie, dlaczego to wszystko się dzieje. Dlaczego Bóg pozwala, by Naród Wybrany tak cierpiał. Odczuwa złość do braci Polaków, do braci Ukraińców, do braci Żydów... Mówi: „od Niemców można się było spodziewać najgorszego”, ale rany zadane przez bliskich..., z którymi on, polski Żyd, religijny Żyd się utożsamiał, bolały mocniej. Wbrew jego słowom, nie nienawidzi wszystkich Polaków, wszystkich Niemców czy Ukraińców, nie uważa, że cały naród jest odpowiedzialny za tę rzeź... przemawia przez niego ból skierowany jako gniew w stronę tych, którzy go skrzywdzili, lecz dzieje się to tylko w momencie wspominania ich imion.
Pojawiają się tu imiona ludzi, a także osoby bezimienne, które tylko przez chwilę gościli w życiu Moshego, i równie szybko znikli. Rachel, Mannhaim, Zonenszain, a także inni. Ich imiona w trakcie pracy nad tą książką zostały przeze mnie świadomie pozostawione, pomimo że niewiele o nich wiemy. Bo jeśli pozostał po nich tylko ten jedyny ślad i nie ma już tych, którzy mogliby zmówić nad ich duszami Kaddish, pozwólmy im istnieć w ciemności tych przeszłych czasów, do których należą. Niech ich imiona zabrzmią jeszcze raz.
(Ze Wstępu)