Jeśli można w ogóle mówić o poglądzie podzielanym dziś przez większość ekspertów w dziedzinie edukacji, to będzie to przekonanie, że kluczowe znaczenie dla późniejszych sukcesów dziecka ma pierwszych pięć lat jego życia. Natomiast co do tego, jak najlepiej zabezpieczyć ów fundament pod przyszłe sukcesy, opinie różnią się diametralnie. W USA oświata publiczna – czyli przymusowa, powszechna i darmowa edukacja – rozpoczyna się zwykle w wieku pięciu lat, od zerówki. Odkąd jednak z badań naukowych zaczęło wynikać, że oświata we wczesnym dzieciństwie zapewnia wyraźne korzyści, zwłaszcza dzieciom poszkodowanym przez los, Amerykanie doszli do wniosku, że dzieci trzeba wysłać do szkoły wcześniej. Jedną z najgoręcej roztrząsanych propozycji prezydenta Obamy było objęcie publicznym finansowaniem przedszkola dla wszystkich czterolatków. W 2014 roku nowo wybrany burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio zaoferował właśnie takie rozwiązanie dzieciom w swoim mieście.
Mieszkańcy krajów nordyckich również uważają pierwsze lata życia dziecka za kluczowe dla jego późniejszych sukcesów. W Danii i Szwecji zasadniczo wszystkie dzieci od trzeciego do piątego roku życia chodzą do przedszkoli finansowanych z publicznych środków, inne państwa nordyckie depczą im po piętach. W Finlandii trzy czwarte wszystkich dzieci w tym wieku chodzi do przedszkoli finansowanych z pieniędzy publicznych. Jednakże w krajach nordyckich różnica pomiędzy przedszkolem a szkołą jest bardzo wyraźna. Właściwa nauka zaczyna się nie wcześniej niż w szóstym bądź siódmym roku życia dziecka. W Finlandii większość dzieci rozpoczynała naukę od nieobowiązkowej rocznej zerówki w wieku sześciu lat, od 2015 roku zerówka stała się obowiązkowa. Lecz prawdziwa szkoła zaczyna się późno jak na amerykańskie standardy – dopiero po skończeniu przez dziecko siódmego roku życia. Gdyby zapytać Finów, powiedzą, że ich przedszkola to nie żadne szkoły i że nie mogą nimi być. W zasadzie dopiero parę lat temu fiński system opieki dziennej nad dziećmi przestał podlegać Ministerstwu Spraw Społecznych i Zdrowia, a przeszedł pod Ministerstwo Oświaty.
Dlaczego więc nordyccy rodzice wydają się tak niedbali, jeśli chodzi o zapewnienie ich pociechom przewagi już na starcie? Odpowiedź jest banalnie prosta: dzieciństwo powinno pozostać dzieciństwem. Fińskie żłobki i przedszkola nie mają żadnych określonych programów, jeśli chodzi o naukę alfabetu, liczb czy słówek. Szanują za to zainteresowania każdego dziecka i kładą fundament pod przyszłą samodzielność w nauce, dbając o rozwój jego umiejętności społecznych i ciekawości świata. Postępuje się z grubsza według znanego fińskiego przysłowia: „Zadaniem dziecka jest zabawa”. Typowy program dzienny w fińskim przedszkolu obejmuje nie tylko przerwę, ale i kilka godzin zabaw na świeżym powietrzu przez cały dzień, niezależnie od pogody, a do tego ciszę, gry i zabawy, drzemkę i prace ręczne. Chodzi się na wycieczki do lasu, do ośrodków sportowych, teatrów i ogrodów zoologicznych, do zajęć zalicza się pływanie i pieczenie ciast. Mieszkańcy krajów nordyckich mocno wierzą w zalety świeżego powietrza i ruchu, zaczynają więc od wystawiania niemowląt w wózkach na dwór, nawet zimą – oczywiście otulając je ciepło. Duńczycy i Norwegowie mają ośrodki zwane „leśnymi przedszkolami”, w których dzieci spędzają praktycznie całe dnie na łonie przyrody – nawet w miastach takich jak Kopenhaga bus zabiera dzieci rano i odwozi je po południu. W innych ośrodkach nawet trzylatki bywają zabierane na przyjemne, długie wyprawy. (...)