OD AUTORA
Kiedy mieszkałem w Kioto, dwa razy udało mi się wziąć udział w święcie Mitarashi shintoistycznego chramu Shimogamo jinja. Mitarashi, święto Czcigodnego Mycia Rąk, odbywa się codziennie w ciągu kilku letnich dni. W 2005 roku trwało od 28 do 30 lipca, przy czym zgodnie z ponad-tysiącletnią tradycją wybiera się dlań dzień Krowy w starym japońskim kalendarzu.
Chram Shimogamo położony jest u zbiegu rzek Kamo i Takano, ukryty w starożytnym lesie Tadasu. Święto Mitarashi narodziło się w X wieku jako rytuał oczyszczenia, jeden z wielu odprawianych przed końcem jednej z pór roku. Oczyszczenia ze wszystkich nieczystości, jaki nagromadziły się w umysłach i ciałach przez poprzednie trzy miesiące. Woda, która dokonywała ablucji, miała jednak uzdrawiać również ciało i przynosić łatwy poród przyszłym matkom.
Zazwyczaj w chramach shintoistycznych rytuał oczyszczenia przeprowadza się w dość prosty sposób, a mianowicie płucząc usta. Tu jednak wierni wchodzą w nurt strumienia, nazywanego Mitarashigawa, Rzeką Czcigodnego Mysia Rąk, by przejść nim około 20 m. Chociaż święto trwa od godziny 4.30 rano, to jednak najpiękniej jest w Shimogamo po zapadnięciu zmroku. Liczni wierni, ale i przybysze z zewnątrz, jak ja, bardziej lub mniej związani z tym miastem, turyści i pary na randkach brodzą w strumieniu, trzymając w dłoniach zapalone świeczki. Migotliwe płomienie zostają w wielkich świecznikach stojących w miejscu, gdzie wychodzi się ze strumienia wody. Na chętnych czekają poświęcone warzywa i woda – źródło zdrowia i ochłody, tak niezbędnej w panujących wówczas upałach.
Kiedy szedłem po dnie strumienia, trzymając w jednej ręce japońskie sandały, a w drugiej zapaloną świeczkę, myślałem zawsze o historii. Nie o historii pisanej dużą literą, nie o tej, która ma służyć społeczeństwom i państwom, a może całej ludzkości ucząc życia, dostarczając wspólnej tożsamości i pozwalając planować przyszłość. Zastanawiałem się, jaką rolę może odgrywać historia w życiu pojedynczego człowieka. W życiu moim i w życiu idących obok mnie Japończyków. Historia przekraczająca nasze doświadczenia, pamięć wydarzeń, w których braliśmy udział i ludzi, których spotkaliśmy. (…)
Zazwyczaj za główną przeszkodę spotkania się z osobą żyjącą w przeszłości uznaje się czas. I do pewnego stopnia musimy przystać na wszelkie ograniczenia, jakie znosimy, żyjąc zawsze ku przeszłości. Zwracając się w przeszłość widzimy jednak, że ów czas jest w znacznej mierze względny. Czy pewne epoki i ludzie, odlegli od nas o stulecia i tysiąclecia nie są nam bliżsi od naszych bezpośrednich przodków? Czy codzienne radości i smutki starożytnych są mniej warte od uczuć naszych sąsiadów i bliskich? Czyż wreszcie cierpienie tych, którzy już przeminęli, nie ma wywoływać takiego samego współczucia jak ból ludzi żyjących kilka lat temu?(…)
W Europie stosunkowo łatwo jest znaleźć wciąż żywe miejsca pamiętające czasy średniowiecza lub nowożytności, wrota do tych epok. Gdy jednak chce się sięgnąć do starożytności, znaleźć można tylko porozrzucane kamienie, co najwyżej sterczącą gdzieniegdzie kolumnę lub mur, włączony tu i ówdzie do młodszych budowli.
Japonia jest pod tym względem krajem najzupełniej wyjątkowym. Jej starożytne dzieje wykazują zarówno wiele podobieństw, jak i różnic w porównaniu z historią innych krajów. Przybyszom z zewnątrz japońska cywilizacja może się zdawać zaskakująca i dziwna, jeśli weźmie się pod uwagę niektóre jej instytucje i struktury, pod pewnymi względami jednak doskonale koresponduje z innymi cywilizacjami.
Niesamowitą cechą historii Japonii jest jednak jej ciągłość, o sile niespotykanej w innych krajach. Tu starożytności nie kończą najazdy i zupełne załamanie się porządku społecznego. Dlatego miejsca żywe w starożytności żywe są i dzisiaj. Dawne świątynie wypełniają ludzie przychodzący do nich w podobnych co niegdyś celach, a miejsca, słynące z piękna swoich kwiatów wiśni, pozostają niezmienione od setek lat. W Japonii wszystko zagaduje przechodnia, przemawia bezgłośnie, niczym Budda Absolut: nazwy ulic i dzielnic, takie same od VIII wieku, skomplikowana symbolika buddyjskich posągów, przekazująca zainteresowanemu pielgrzymowi tajniki buddyjskiej nauki, i prosta architektura shintoistycznych chramów, która przetrwała półtora tysiąca lat. Czas nie ma po prostu znaczenia. Na ulicach miast pobrzmiewają nie tylko głosy spieszących do firm pracowników, ale na każdym kroku słychać również to, co było - echo wspomnień po ich przodkach.
Niniejsza książka jest próbą usłyszenia głosu przeszłości, jest zbiorem tekstów, będących próbą przełożenia mowy ówczesnych mieszkańców Wysp Japońskich na język dla nas zrozumiały. Poszczególne rozdziały zawierają omówienie określonych zjawisk i aspektów cywilizacji japońskiej w starożytności. (…)
Chciałem w tej książce pokazać coś – wydawałoby się – oczywistego, podstawowego. Mianowicie to, jak ówcześni Japończycy „rodzili się, żyli i umierali” – by użyć słów Anatola France’a. Czy udało mi się spełnić rolę przewodnika po miejscach, przez które dostać się można do tamtego dalekiego świata, pozostawiam ocenie Czytelników.